J. Butler, Walczące słowa
„Pedałem” w geja
Judith Butler
Walczące słowa. Mowa nienawiści i polityka performatywu
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Warszawa 2010
Nie trzeba specjalnie się starać, aby natrafić albo usłyszeć wzmianki, że coś jest „pedalskie”, niezależnie, czy będą to dobranocki, ciuchy, sposób zachowania się czy argumenty w dyskusji. Nie raz publicznie mówi się o kimś „pedał” lub „ciota” bez najmniejszego zażenowania, tak jak się upowszechnił przymiotnik „zajebisty”. To nad wyraz wygodne określenia, a przy tym nośne ze względu na dobitność, służące deprecjonowaniu osób czy zachodzących zjawisk. Przyjęło się również rozumienie wskazanych epitetów pozwalające na ich użycie poza kontekstem nienormatywnej seksualności, przy każdorazowym do niej odesłaniu, to znaczy wskazaniu, iż jest ona nie na miejscu, jest czymś złym, niegodnym, wartym wyłącznie wzgardy. O znaczeniu zdaje się mówić znany wszystkim kontekst społeczny, wiedza kulturowa, której – jeśli się jest jej użytkownikiem – nie trzeba wcale werbalizować. A jeśli to nie wystarczy za przykład, można przywołać telewizyjną debatę poświęconą dyskryminacji z udziałem Elżbiety Radziszewskiej – minister do spraw równego traktowania, która wytknęła swojemu oponentowi, że jest gejem (wrzesień 2010). Co począć, w świetle opisanej praktyki, z Januszem Palikotem zakładającym koszulkę z napisem „jestem gejem”, a następnie prowadzącym nagonkę dotyczącą rzekomego homoseksualizmu Jarosława Kaczyńskiego (styczeń 2009)?
Wobec kłopotów nastręczanych przez język czy pewne jego polityczne użycia w samą porę ukazuje się tłumaczenie Walczących słów Judith Butler. Nie bez znaczenia jest zarówno osoba autorki – jawnej lesbijki od wielu lat propagującej teorię queer, jak afiliacja serii wydawniczej mającej ambicję fundować idee lewicowe. Jakkolwiek powyższe wskazuje, że napisano i opublikowano kolejną „książkę z tezą”, to ciężko rzeczoną uznać za poślednie dziełko agitatorskie. Jasnym jest obrany przez Butler punkt wyjścia, ale oddając sprawiedliwość autorce, czytelnik nie ma poczucia, iżby w jakimkolwiek miejscu była ona stronnicza, ile raczej równie bezkompromisowo piętnuje homofobię kręgów prawicowych, jak homonacjonalizm środowisk gejowskich. To gest radykalnej uczciwości – wobec siebie, wobec czytelników.
Na podejmowane w Walczących słowach zagadnienia składają się cztery artykuły publikowane w połowie lat dziewięćdziesiątych; z grubsza dotyczą one ówczesnej sytuacji społecznej i politycznej Stanów Zjednoczonych. Zatem: zagadnienia penalizacji tak zwanej mowy nienawiści, zakazu pornografii, zniesionej niedawno zasady „nie pytaj, nie mów” (Don't ask, don't tell), dotyczącej służby osób homoseksualnych w formacjach wojskowych, jak również kwestii cenzury, która przez Amerykanów jest traktowana niemalże obsesyjnie ze względu na przywiązanie do nadrzędnej wartości, jaką jest wolność słowa. To pełna pasji wypowiedź intelektualistki mówiącej niejako z samego środka zdarzeń, w czym widać autentyczną troskę o współobywateli, zajmującej określone stanowisko w ważkiej debacie społecznej.
Skrótowo nakreśliwszy krąg zagadnień podejmowanych przez Butler, gdzie stopień skomplikowania argumentacji stron poszczególnych sporów wykracza daleko poza ambicje niniejszej prezentacji, wypada przedstawić stanowisko zajmowane przez autorkę. Za punkt wyjścia obrana zostaje koncepcja aktów mowy Johna Austina, wielokrotnie zresztą konfrontowana ze współczesnym materiałem językowym. Zaczerpnięta z niej koncepcja działania poprzez słowa zostaje przełożona na sytuacje wypowiadania mowy nienawiści oraz zdolności słowa do ranienia, a pośrednio, bycia elementem przemocy równie bolesnej jak fizyczna. Oprócz illokucji, nacisk zostaje położony na performatywny charakter nazywania, będącego formą ustanawiania podmiotu. Wzywanie, czy wyzywanie w przypadku mowy nienawiści, kojarzy Butler z pojęciem interpelacji wypracowanym na łamach teorii ideologii Luisa Althussera. Niezawodnie wiążą się z nią, będące przymiotem władzy, aparaty ideologiczne wywołujące w ich użytkownikach tendencję do zachowywania się i myślenia w sposób społecznie akceptowany. Porządek ten uznawany jest najczęściej za naturalny. Przez Rolanda Barthesa zostałby najpewniej określony mianem mitologii. Wszakże autorce Walczących słów daleko do semiotyki, jej rozważania idą raczej po linii krytycznej analizy dyskursu zapoczątkowanej przez Michela Foucaulta, który na kartach książki jest wielokrotnie przywoływany.
Wszakże omawiana pozycja nie tylko podejmuje krytykę upolitycznienia społecznych sposobów konstruowania dyskursu homoseksualności, tak jak miało to miejsce w przypadku oficjalnego stanowiska Armii Stanów Zjednoczonych, gdzie publicznej deklaracji podmiotu co do jego nienormatywnej seksualności jest przypisywana funkcja zakaźna (w czym można widzieć związek myśli Butler z rozpracowaną przez Susan Sontag metaforyką choroby). Zatem przyznanie, że jest się gejem/lesbijką (w tłumaczeniu znamienicie oddane angielskie I'm gay przez polskie jestem homoseksualist(k)ą) może zostać uznane za napastliwe bądź obraźliwe dla słuchających. Rzecz jasna, Butler staje po stronie możliwości wypowiadania, pozwalającej być lub stawać się tym, co się mówi. Nazwa bowiem, będąca samookreśleniem (np. gej, osoba homoseksualna) bądź narzuconą, często krzywdzącą etykietą (np. „pedał”, „ciota”), jest zaledwie częściowo zdeterminowana, przez co przyjęcie imienia powinno być traktowane jako akt uruchamiający twórczy proces samodefinicji. Dzięki czemu podmiot zyskuję władzę nad samym sobą, co pozwala mu się wywikłać z narzucanego dyskursu o odgórnie przewidzianym repertuarze ról społecznych, ustanawiając alternatywny dla dominującego, emancypacyjny dyskurs odmieńczy. Wniosek ów zostaje poparty obserwacją dotycząca powtarzania mowy nienawiści podczas terapii: paradoks przepracowywania traumy polega na uśmierzającej repetycji, pozwalającej oswoić obelgi powodujące poczucie hańby, przez co staje się możliwe afirmatywne ustanawianie inności podmiotu.
Powyższe nakierowuje na jeszcze jeden aspekt linii argumentacyjnej autorki, jakim jest debata dotycząca kary i odpowiedzialności za posługiwanie się mową nienawiści, której tradycyjne ujęcia akademickie czy jurystyczne przydawały autonomię. Zdaniem Butler, ujęcie takie jest niesłuszne, ponieważ na drodze legislacyjnej pozwala zwalczać jedynie przejawy, nie dotykając nawet przyczyny. Prowadzone rozważania nie są li tylko błahą grą językową, bowiem, jak zauważa autorka za Austinem, za jego pomocą działamy w określony sposób, robimy coś językowi i językiem, a ponadto wytwarzamy go. Jakkolwiek autorka nie mówi wprost, to zajmowane przez nią stanowisko jest niezmiernie bliskie koncepcjom wypracowanym przez antropologię lingwistyczną, która upatruje właśnie w języku zasadniczego narzędzia pozwalającego ludziom kształtować obrazy światów, w jakich żyją. Mowa nienawiści jako jednocześnie temat i przedmiot dyskursu, czyli to, co się mówi (wypowiedź) i o czym się mówi (metawypowiedź o wypowiedzi), skłania do rozpatrywania uzasadnień wyroków sądowych czy rozważań naukowych na jej temat jako niefrasobliwej niezręczności namnażającej tego rodzaju wypowiedzi. Taki ogląd sytuacji prowadzi Butler do wypracowania ujęcia pozwalającego rozprawić się z mową nienawiści bez posiłkowania się jej przywoływaniem. Zostaje zatem zaproponowane pojęcie mowy wymuszonej, obejmującej między innymi mowę nienawiści. Elegancja tej propozycji polega również na sposobie rozwiązania problemu odpowiedzialności. Zdaniem autorki Walczących słów mowa nienawiści ma charakter konwencji oderwanej od mówiącego, natomiast przywołanie jej poprzez użycie na prawach cytatu, to znaczy ewokowanie macierzystego dla tej wypowiedzi dyskursu, każdorazowo obarcza odpowiedzialnością. Mowa wymuszona jest zatem tak umyślna, jak nieumyślna, przez co uprawomocnia piekielny krąg performatywnie ustanawiających się w języku podmiotów. Wobec czego nazwa, ujmowana jako interpelacja, wyznaczająca potencjalne konwencje wypowiedzi, jakimi może posłużyć się podmiot, wyodrębnia, naznacza, nadaje substancjalność nazywanemu, powołując go do społecznego istnienia. Dla przykładu, rasistowska obelga jest nie tylko wypowiedzią, ale przede wszystkim cytatem odsyłającym do językowej wspólnoty z historią jej używania. Zatem niekwestionowanym atutem kategorii mowy wymuszonej będzie odesłanie do formacji dyskursywnej, współistotnej aparatom władzy i dominacji, przy czym warto zwrócić uwagę na ważkość zakwestionowania idealizacji aktu mowy jako suwerennego działania, bowiem pozwala ono wykazać konwencjonalność mowy nienawiści, a zatem obnaża jej źródło.
Koncepcja zaproponowana przez autorkę uwodzi nie tylko klarownością wywodu, ale także możliwościami pragmatycznego zastosowania. Jakkolwiek tekst Butler miejscami zbliża się do zaangażowanej społecznie publicystyki, to nie sposób odmówić mu zasadności pracy naukowej. Ponadto sposób, w jaki została potraktowana wyjściowa koncepcja Austina, poczyniona adaptacja daleko odbiega od wiernopoddańczej sztampy, co świadczy nie tylko odwadze autorki, lecz również jej nieprzeciętnej pomysłowości.