Człowiek w masce - „dobry i zły”, „dobry i lichy”

Dzieje świata według Nietzschego

24 wrz. 2009

Po sprowadzeniu semantyki na ziemię rodzi się pytanie: kto (lub co) i jak kształtuje znaczenia?Sceptycyzm przenikający metodologię Nietzschego, zwłaszcza gdy pyta: "w jakich warunkach człowiek wynalazł sobie owe oceny wartościujące 'dobry' i 'zły'?" , zbliża go do tych teorii kulturoznawczych, w których esencjalistyczne aspiracje wyparte zostają przez różne odmiany interakcjonizmu czy konwencjonalizmu. Po sprowadzeniu semantyki na ziemię rodzi się pytanie: kto (lub co) i jak kształtuje znaczenia? Istnieje szereg możliwości: wspólnota negocjuje pragmatystyczny kontrakt, apodyktyczna klasa nazwodawców narzuca znaczenia lub określa je pojedynczy wszechmocny autorytet. W teorii systemów odnaleźć można również pośrednie rozwiązanie, zgodnie z którym ofertę sensów procesualnie tworzy system komunikacji ujmowany niekiedy ontycznie. Nietzsche wyróżnia dwie wspólnoty - dwa rodzaje mentalności tworzące "przeciwstawne pary wartości 'dobry i zły' oraz 'dobry i lichy'", które "przez tysiąclecia toczyły ze sobą długą, straszliwą walkę" . Wnioski swoje opiera na analizie etymologicznej, z której wynika, że określenia "dobry" w różnych językach prowadzą "ku tej samej transformacji pojęciowej… że pojęcie 'dostojny', 'szlachecki' w znaczeniu stanowym jest wszędzie pojęciem podstawowym, z którego z koniecznością rozwija się pojęcie 'dobry'" . Praca Z genealogii moralności doskonale ukazuje, na jakie pułapki i opresje narażony jest badacz socjologii języka i/lub socjolingwistyki.

Etymologia należy do trudnych nauk – znaczenia słów sprzed tysiąca lat mogą być jedynie rekonstruowane za pomocą innych znaczeń występujących w tej samej epoce, siłą rzeczy również rekonstruowanych (regressus ad infinitum). Poza tym autor określając "właściwą drogę" podaje zaledwie kilka przykładów – nie przeprowadza analizy, sugeruje jedynie kierunek badań. Zgodnie z tą teorią fakt, że panowie posiadają prawo nadawania nazw jest przejawem ich mocy, czyli dobra, natomiast nazywają się mocarnymi, dobrymi "po prostu od swojej wyższości pod względem mocy… czy od najbardziej widocznych oznak tej wyższości np. 'bogaci'… , ale niekiedy także od jakiejś typowej cechy charakteru" . Mocarny, by dokonać tego niebotycznego czynu, musi zawierać w sobie istotę mocy, ponadto musi ją odkryć i trafnie zdiagnozować jako moc. Inna droga prowadzi przez subiektywne założenie, że posiada moc. Oba kierunki zakładają pierwotność pojęcia – pan zna znaczenie słowa 'moc' i 'wyższość'. Prawda Nietzschego jest jednak taka, że pan sam je ustalił. Na tym etapie rodzi się podejrzenie, że tezy autora zmierzają wbrew jego zapewnieniom ku analizie synchronicznej. By uniknąć bezwartościowej i bezczasowej tautologii, że dobry jest ten kto jest dobry, autor wybiera rozwiązanie metafizyczne i w pewnym sensie psychologiczne (również wbrew deklaracjom): "dominujące uczucie podstawowe wyższego i panującego rodzaju w jego relacjach z rodzajem niższym… – oto źródło przeciwieństwa między 'dobry' i 'lichy'" . Czy dobrze urodzeni panowie instynktownie znają rzecz z rzeczy, jak powiedziałby Sokrates? Być może nieco kłopotliwe jest twierdzenie, że dostojni nadają nazwy – może oni jedynie wyrażają biologiczną prawdę przysługującymi im biologicznie prawdziwymi nazwami. Taką interpretację można rozwijać poprzez podkreślenie znaczenia autoafirmacji i potężnego "tak" skierowanego do samego siebie: wyższość nie rodzi się w akcie samoświadomości, a wyższość i usemantyzowana samoświadomość funkcjonują niejako dialektycznie w sensie nowożytnym. W zasięgu biologicznych uwarunkowań znajdzie się wtedy nie tylko umiejętność introspekcji i semantyzacji, ale również potęga, od której "nie można żądać, by nie przejawiała się jako potęga" . Rozwiązując problem w ten sposób unikamy aporii w zakresie sekwencji – jeśli uczucie wyższości okaże się wtórne wobec semantyki, każdy zdolny do przeinaczeń będzie w stanie nabyć moc; w odwrotnym przypadku zaś pytanie o semantyczną genezę dychotomii lepszy/gorszy pozostaje bez odpowiedzi.

W dalszych rozważaniach przeważa ujęcie diachroniczne. Początek świata według Nietzschego to biologiczne wyróżnicowanie panów i niewolników, z zaznaczeniem, że tylko panowie dysponują świadomością owego wyróżnicowania. Skoro ustaliliśmy, że esencja poprzedza egzystencję, jak możliwe jest kłamstwo stada? Takiemu właśnie problemowi zaburzania natury przez manewry lingwistyczne poświęcona jest większa część rozprawy. Kapłański sposób wartościowania zdeterminowany jest przez wrodzoną niemoc, która rodzi nienawiść i chęć zemsty. "Żydzi, ów lud kapłański… na swych wrogach i ujarzmicielach potrafił wziąć rewanż jedynie dzięki radykalnemu przewartościowaniu ich wartości, zatem dzięki aktowi najbardziej duchowej zemsty" . Bunt niewolników rozpoczynają Żydzi obejmując czołowe stanowiska w "warsztacie fabrykującym ziemskie ideały". Zdolność do tworzenia odrębnych systemów wartości sugeruje, że nawet niewolnicy potrafią semantyzować, jednak jako ci, którzy są epistemologicznie upośledzeni robią to błędnie. Dzieje się tak ponieważ ich wartościowanie nie łączy się w swym działaniu z poznaniem prawdy, czyli samoświadomością, do której nie posiadają naturalnych praw, a stanowi jedynie reakcję na świat zewnętrzny, na zniewolenie. Człowiek dostojny darzy wroga miłością, natomiast "człowiek resentymentu… wykoncypował sobie 'złego wroga', 'złego' wykoncypował jako swe pojęcie podstawowe, dzięki któremu wymyśla sobie jeszcze, jako powidok i przeciwieństwo, 'dobrego człowieka' – samego siebie!" . Niewolnicy popełnili moralne wykroczenia w trojakim sensie: zapoczątkowując bunt sprzeciwili się naturze i doprowadzili do "intoksykacji", czyli przemieszania ras (ontologia), walcząc słowem uciekli od bezpośredniej konfrontacji (etyka), natomiast poprzez dekonstrukcję pojęć panów sprzeniewierzyli się prawdzie (epistemologia). W dalszej części tekstu Nietzsche całkiem sporo miejsca poświęca poetyckim opisom – z jednej strony "blond bestiom węszącym za łupem i zwycięstwem", a ze strony drugiej przedstawia "ludzi pozbawionych mocy, ropiejących od jadowitych i wrogich uczuć". W pewnym momencie postanawia wyjaśnić wyłaniający się z tej rekonstrukcji dziejów paradoks, że to mentalność nizin społecznych wiedzie od setek lat prym. Jak zdołała pokonać arystokratyczne wojownicze rody? Nietzsche pyta: "cóż wywołuje dziś naszą niechęć do 'człowieka'?... że 'oswojony człowiek'… nauczył się odczuwać siebie jako cel i szczyt, jako sens dziejów, jako 'człowieka wyższego' – ba, ma do tego pewne prawo, jeśli czuje się daleki od nadmiaru nieudatności, chorowitości, zmęczenia, zużycia" .

Ostatni cytat sugeruje, że według autora historycznie uprzywilejowany niewolnik swym doniosłym uczuciem może chyba zniwelować przepaść rasową, jaka dzieli go od pana. Ostatecznie więc, mimo ubolewania Nietzschego, konstruktywizm społeczny wydaje się być adekwatną teorią społeczeństwa. Można przecież spojrzeć na dwie rasy nietzscheańskie jak na egzemplifikacje przeciwstawnych nurtów myśli społecznej. Społecznym ewolucjonistom, takim jak Comte, Spencer, Morgan, którzy w XIX wieku uprawniali podział ludzkości na społeczności prymitywne i cywilizowane, i zakładali, że każda grupa z konieczności musi przebyć drogę przez określone stany przejściowe w drodze do fazy cywilizowanej, przeciwstawili się antropolodzy ze szkoły Boasa (Sapir, Benedict). Nietzsche dość nonszalancko aplikuje obie teorie naraz: rasa dostojnych powinna była przebyć poszczególne fazy rozwoju społecznego szybciej niż inne społeczności z powodu lepszego uposażenia genetycznego, a rasa ludzi resentymentu "do swego powstania potrzebuje najpierw jakiegoś świata zewnętrznego, świata przeciwnego; fizjologicznie rzecz ujmując, by w ogóle działać, potrzebuje zewnętrznych bodźców – jej akcja jest wyłącznie reakcją" . Konstruktywizm społeczny zostaje przedstawiony z jednej strony jako mantra niewolników, którzy w ramach "reakcji" walczą z represją "fabrykując ideały", a z drugiej strony jako faktyczny mechanizm historyczny, zastępujący naturalne prawa społeczne. Owa choroba, która ogarnia Europę ujawnia się nie tylko w zawłaszczeniu semantyki i podporządkowaniu sobie panów-ujarzmicieli, ale również poprzez odwołanie biologicznych podstaw kultury. Z moralności niewolników wyłania się zatem znaczna potęga. Nie istnieją uniwersalne prawa historii, ponieważ ustala je człowiek, który respektuje prawdziwą semantykę lub ją przeinacza. W jaki jednak sposób utrzymać twierdzenie o prawach naturalnych, gdy kapłani i ich stado są w stanie efektywnie je ignorować? Nietzsche nazywa obecny stan kultury hipokryzją, problem tylko w tym, że w samozakłamaniu również można zostać mistrzem, a nawet trzeba.

Mistrzowie kłamstwa nie potrafiliby dostrzec prawdy nawet gdyby bardzo chcieli. "'Wykonawca czynu' jest fikcją dodaną do samego czynienia – czynienie jest wszystkim" . Ten behawioryzm ulega kompletnej determinacji genetycznej. Woluntaryzm i podmiot to "podrzutki", które słabi wciskają do języka, który następnie "uwodzi" stado. Potężny nie może swobodnie zadecydować, by być słabym, a słaby nigdy nie będzie wolał przedzierzgnąć się w potężnego. Niewolnicy przeinaczając, fabrykując, ulegając, przytakując, poniżając samych siebie realizują zatem swoją nieodwołalną konieczność. Ale jeśli są biologicznie predestynowani do lingwistycznych rebelii, rodzi się pytanie, jaki mechanizm odpowiada za ich podatność na uwodzicielski czar języka? Niewolnik jednocześnie ulega słowom i nie ulega – w zależności od tego, kto je wypowiada. Sprytna natura każe mu wierzyć w 'wolną wolę' i jednocześnie przeciwstawić się moralności związanej ze słowami 'dobry' i 'lichy'.

Inny problem jest związany z kontrowersją: twardy determinizm (czyli odrzucający zupełnie wolną wolę) versus etyka. Jeśli przewaga słabych nad panami również nie mogła się nie wydarzyć, można zrozumieć rozpacz Nietzschego, jego "zatrute powietrze", strach przed fatum i cierpienie na widok człowieka. Do kogo w takim razie zwraca się Nietzsche, gdy w uwagach końcowych mówi: "filozof ma rozwiązać problem wartości, ma określić hierarchię wartości" albo, gdy pyta: "ci angielscy psychologowie – do czego właściwie zmierzają?" . Nota końcowa wydaje się interesująca również z innego względu. Autor proponuje wprzęgnąć językoznawstwo i fizjologię do badań nad historią moralności. Ton tych sugestii, ton naukowca, który zachęca różne gałęzie nauki do współpracy, by odkryć prawdę sugeruje, że rozprawa, w której na każdej stronie padają absolutystyczne przecież sądy, ma charakter prowokacji naukowej.

Sprzeczności Nietzschego doskonale się nadają do ćwiczeń hermeneutycznych, które cieszą się zresztą ogromną popularnością. Wystarczy wspomnieć kontrowersje wokół wykładni Heideggera i Deleuze'a. Projekt badania kultury jednocześnie za pomocą fizjologii i analizy dyskursu w stylu Foucault jawi się nader obiecująco: dziś neurobiologia stanowi podstawę m.in. konstruktywistycznych teorii kultury (na przykład u Fleischera), jednak rekonstruując dzieje świata według Nietzschego nie obędzie się bez zestawu tokarek do obróbki stopów zmitologizowanych.