J. Hatzfeld, Strategia antylop
Mówiąc o niewyrażalnym
Jean Hatzfeld
Strategia antylop
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2009
Pojednanie powinno oznaczać zaufanie. Polityka pojednania oznacza równy podział nieufności.
– Innocent Rwililiza
Strategia antylop to wstrząsająca opowieść o losach mieszkańców powiatu Nyamat leżącego na południe od Kigali, stolicy Rwandy. Kraju, w którym w 1994 roku dokonano ludobójstwa – w jego wyniku śmierć poniosło blisko milion ludzi. 1 stycznia 2003 roku wszedł w życie prezydencki dekret pozwalający na warunkowe zwolnienie z więzień części uczestników masakr. Skazańcy po odbyciu zorganizowanego przez rząd szkolenia powrócili w rodzinne strony. Tam zobaczyli własne pola, które już do nich nie należały. Spotkali swoich bliskich, którzy często, w ciągu dziesięcioletniej rozłąki, na nowo ułożyli sobie życie. Musieli stanąć twarzą w twarz z przyjaciółmi i krewnymi swoich ofiar. Ale przede wszystkim ci, którzy kilka lat wcześniej ukrywali się przed uzbrojonymi w maczety sąsiadami, dziś znów mieli żyć obok nich.
Jean Hatzfeld pracował jako korespondent wojenny na terenie Konga, Haiti, byłej Jugosławii, Algierii, Burundi. Jednak to właśnie Rwanda i konflikt pomiędzy Hutu i Tutsi stały się jego obsesją, której owocem są książki Dans le nu de la vie („Nagość życia”), Une saison de machettes („Sezon maczet”), Strategia antylop. O ile w pierwszej z nich autor wysłuchuje relacji ocalałych, o tyle w drugiej oddaje głos katom. Trzecia to poruszająca dokumentacja procesu pojednania między jednymi i drugimi.
Francuski reportażysta zauważa, że osoby, które ocalały z klęsk żywiołowych lub katastrof, takich jak wojny, czystki etniczne, okupacje, potrzebują dać świadectwo tego, czego doświadczyły i robią to w sposób spontaniczny. Ale „po przeżyciach z czasów ludobójstwa ocaleni i zbrodniarze wybierają milczenie, z trudem przychodzi im opowiadanie o eksterminacji, której doświadczyli” (s. 86). Hatzfeldowi udaje się skłonić ich do rozmów. Pisarz długo powstrzymuje się od własnych komentarzy. Dzięki temu czytelnik pozostaje sam na sam z bohaterami, musi się z nimi zmierzyć osobiście. Nikt nie pomaga, nie amortyzuje tego doświadczenia. Autor pojawia się w momencie, gdy ciężar tego „bezpośredniego” kontaktu staje się niemal nie do udźwignięcia. Przychodzi z pomocą, mówi, czym dla niego jest dramat rwandyjskiego ludobójstwa i jak sam się z nim zmaga.
Z wypowiedzi ofiar i oprawców wyłania się świat nabrzmiały od niepewności i nieufności, niewypowiedzianych oskarżeń, ale też kompromisów i nadziei na bezkrwawą przyszłość. Wydaje się, że wysiłek włożony w bezkonfliktowe życie w sąsiedztwie jest tak niewyobrażalny, jak niemożliwe jest ostateczne pojednanie, którego podstawy starają się tworzyć rząd i organizacje humanitarne. Mieszkańcy Kraju Tysiąca Wzgórz co dzień mierzą się z tymi emocjami, żyjąc obok siebie, chodząc do tych samych barów i kościołów. Każdego dnia zastanawiają się, jak w tej sytuacji zachować godność. Czy podanie ręki lub wypicie piwa z mordercą jest równoznaczne z brakiem szacunku dla bliskich? Jaka jest różnica między zapomnieć a wybaczyć? Jak mówić o ludobójstwie, kiedy jest się jednym z nielicznych, którzy ocaleli? Czy mamy prawo wypowiadać się w imieniu tych, którzy stracili życie? Pytania, które nurtują rozmówców Hatzfelda, dają poruszający obraz sytuacji Hutu i Tutsi. Jednocześnie mówią jednak o tym, co wspólne nam wszystkim: wspomnieniach, wybaczeniu, pojednaniu, nadziei.