A. Appadurai, Strach przed mniejszościami
Brud to coś, co nie jest na swoim miejscu
Arjun Appadurai
Strach przed mniejszościami. Esej o geografii gniewu
Wydawnictwo PWN
Warszawa 2009
„Brud to coś, co nie jest na swoim miejscu”. Te słowa Mary Douglas z Czystości i zmazy są trafną metaforą pojęcia mniejszości. Jednostki inne, różniące się od ogółu przeszkadzają – są jak brud i trzeba je usunąć. Problem znika, gdy mniejszości pozostają na swoim miejscu, w swoim kraju. Na obcej ziemi stają się zapalnikiem konfliktu, który wybuchnie nieuchronnie i nieodwołalnie. O logice, zalążkach i skutkach tego procesu traktuje najnowsza książka Arjuna Appaduraia.
We wstępie autor wyjaśnia, że Strach przed mniejszościami jest próbą znalezienia sposobów na to, by „globalizacja zaczęła działać na rzecz tych, którzy potrzebują jej najbardziej i mają z niej najmniej” (s. 9). Appadurai szuka odpowiedzi na zasadnicze pytanie: dlaczego idea globalizacji wprowadzona w życie czasem skutkuje czystkami etnicznymi czy skrajnymi formami przemocy politycznej wymierzonej w ludność cywilną. Zwraca uwagę na to, że istnieje prosta droga od narodzin ducha narodowego i totalnej kosmologii świętego narodu do pojęcia czystości etnicznej, którego konsekwencją jest etnocyd. Ów schemat powstawania przemocy nałożony na współczesną dynamikę globalizacji potęguje wzrost nierówności pomiędzy narodami, klasami, regionami.
Kto jest lontem w tym dynamicie, dowiadujemy się z pierwszych stron książki, ale co działa jak płomień? Refleksja Appaduraia, oparta na własnych obserwacjach oraz wnioskach innych komentatorów rzeczywistości, prowadzi do dwóch wniosków.
Pierwszy z nich to „lęk przed niezupełnością”. Przemoc jest nienawiścią w akcji, a nienawiść pojawia się, gdy istnienie nielicznych przypomina większości „o niewielkiej luce pomiędzy ich kondycją jako większości a horyzontem nieskalanej narodowej całości, czystego i nieskażonego narodowego ethnosu” (s. 18). Autor dostrzega niepokojącą prawidłowość w dobie nowoczesności: na coraz większą skalę rozwija się podejrzliwość różnych narodów co do prawdziwej tożsamości etnicznej sąsiadów. Powoduje ją ciągłe liczenie i określanie populacji oraz troska o własną narodowość, która w konsekwencji może prowadzić do poczucia wyjątkowości własnej nacji, a tym samym chęci chronienia jej czystości. Historia dostarcza nam przykładów pokazujących, co się dzieje później. Appadurai ilustruje swoje rozważania przypadkiem muzułmanów w Indiach, a dokładnie ich pogromem w stanie Gudżarat w 2002 roku.
Drugi wniosek dotyczy strachu. Strachu przed małymi liczbami. Przed jednostkami, które kojarzą się z elitami, oligopolami i tyraniami. Przed wybudzonym upiorem spiskowca, szpiega, zdrajcy czy rewolucjonisty. Przed wprowadzanym w sferę interesów publicznych wątkiem prywatności. Appadurai naświetla problemy, które, choć niewątpliwie istotne, są niezauważalne i zanurzone w mroku codzienności. Strach przed mniejszościami stawia przed nami wielki znak „STOP” i zmusza do zastanowienia.
Esej napisany jest przystępnym językiem i zabarwiony ironią, a teorię popierają przykłady z przeszłości i współczesności. Obraz rzeczywistości, który wyłania się z książki, przytłacza. Do kogo ten tekst jest skierowany? Nie tylko do przeciwników podążającej w złą stronę globalizacji czy globalizacji w ogóle, lecz przede wszystkim do entuzjastów tego procesu, by dostrzegli to, na co dotychczas nie zwracali lub nie chcieli zwracać uwagi. Na postępującą geografię gniewu, na ideobójstwo i cywilizacjobójstwo, na skutki, których nie wzięli pod uwagę.