L. Kołakowski, Czy Pan Bóg może być szczęśliwy i inne pytania
Pożegnanie Woltera
Leszek Kołakowski
Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania
Wydawnictwo Znak
Kraków 2009
Jedni mówią o nim jako o wielkim filozofie, inni temu zaprzeczają, podając całkiem rozsądne argumenty. Z pewnością był jednym z najbardziej rozpoznawalnych, utytułowanych i nagradzanych polskich filozofów ostatnich dziesięcioleci (wykładał w Yale, Berkeley, na Oksfordzie). Publikacje w prasie codziennej, uczestnictwo w programach radiowych i telewizyjnych pozwalały Kołakowskiemu dotrzeć do wyobraźni szerokiej grupy osób, na pewno o wiele większej od tej zgromadzonej przez niedawno zmarłych profesor Barbarę Skargę oraz profesora Jerzego Perzanowskiego. Ze swojej strony Leszka Kołakowskiego postrzegałem jako polskiego Woltera, a może nawet Woltera XX wieku. Idee Woltera nie wpłynęły w istotny sposób na historię filozofii, jednak znacząco oddziaływały na wielu ludzi, którzy filozofią nie zajmowali się „zawodowo”. Nie twierdzę, że obaj panowie interesowali się rzeczami błahymi, nic podobnego! Książki Kołakowskiego poruszają problemy nadal żywo dyskutowane w wąskim środowisku filozofów, lecz są również ciekawe dla przeciętnego Kowalskiego.
Ostatnia publikacja radomskiego myśliciela to zbiór już wcześniej publikowanych a rozproszonych tekstów, które z jakichś powodów znalazły się w jednym tomie. Nadinterpretacją byłoby uważać go za formę testamentu lub garść wróżb. Nie łączyłbym śmierci autora z wydaniem książki. Tak bywa – nie pierwszy i nie ostatni raz jesteśmy świadkami zbiegu okoliczności.
Przyznać muszę, że publikacja wymaga od recenzenta znajomości wielu zagadnień, których niepodobna poznać w czasie przeznaczonym na lekturę. Nie sposób odnieść się do wszystkich poruszonych w niej tematów. Należałoby odpowiedzieć książką, nie recenzją.
Warto zastanowić się nad tym, co łączy zgromadzone eseje. Można myśleć o tej publikacji jak o zbiorze anegdotycznych opowieści, skądinąd ciekawych i pouczających. Wtedy każdy rozdział będzie osobną całością, którą z kolejnym łączy tylko sąsiedztwo. Takie czytanie wydaje się być uzasadnione i wcale nie zuboży lektury. Niemniej poszukajmy czegoś innego.
Być może zestawienie tekstów nie było dziełem przypadku. We wstępie autor zastrzega, że jest to książka o wszystkim. Pisanie o wszystkim stać się może pisaniem o niczym. Zatem o czym pisze Leszek Kołakowski? O wszystkim, ale o takim wszystkim, nad którym zastanawia się od lat: o historii filozofii. Wydał już na jej temat kilka książek, doskonałych uzupełnień tekstów kanonicznych. Od wielu lat komentował też bieżące wydarzenia z życia politycznego i społecznego. W ostatniej publikacji szczególnie interesuje go los Europy.
W części O tym, co dobre i co prawdziwe śledzi sprawy, które wydają się przyrodzone, lecz w rzeczywistości są sprawą konwenansu i to powstałego niedawno. Na myśli mam przede wszystkim dwa rozdziały o prawie naturalnym, którego Kołakowski nie dewaluuje, lecz wskazuje trudności z jego uzasadnieniem oraz potoczne sposoby posługiwania się nim w sposób nie zawsze słuszny. Nie mogło też zabraknąć tematu Boga. Radomski myśliciel od lat stara się przekonać czytelnika o możliwości bycia filozofem (szerzej, naukowcem) i człowiekiem wierzącym w Jego istnienie (Ciekawą odpowiedzią na stanowisko Kołakowskiego jest książka Heleny Eilstein Jeśli się nie wierzy w Boga... Czytając Kołakowskiego). Oprócz tego znajdziemy kilka komentarzy do encykliki Jana Pawła II. Jeżeli być wierzącym, to z pewnością wierzącym uważnym i refleksyjnym.
Podsumowaniem i swego rodzaju kluczem do książki jest rozdział ostatni. Leszek Kołakowski parafrazuje w nim koncepcję bycia-w-świecie Martina Heideggera. „Jest zatem czas rzeczywistością najzwyklejszą, ale też najbardziej przerażającą. Cztery byty wspomniane są sposobami naszymi uporania się z tym przerażeniem” – pisze. Te cztery sposoby to: Rozum, Bóg, Miłość, Śmierć. Metafizyka Kołakowskiego zamyka się w nieubłaganym Czasie. W końcu Czas każdego z nas się skończy. Filozoficzne, teologiczne i codzienne spory nie są niczym innym jak sposobami oswajania, zrozumienia rzeczywistości. Byleby tylko nie przykryły istoty naszej egzystencji – Czasu.
Leszek Kołakowski pisał o rzeczach ważnych. Pisał o nich w sposób szczególny, bo na ogół zrozumiale. Pytanie, czy przystępne przedstawienie spraw trudnych i zawiłych to zaleta czy wada? Eseistyczny styl Kołakowskiego budzi ambiwalentne uczucia: zachwytu i wątpliwości.
Najpierw o wątpliwościach. Zapewne profesor zdawał sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie misja popularyzowania myśli filozoficznej, nakłaniania do refleksji. Ale do jakiego momentu myśl popularyzatorska nasyca czytelnika? Czy w pewnej chwili nie mamy wrażenia uproszczenia sprawy, omijania detali, ale detali znaczących? Eseistyka musi zawierać w sobie nutkę trywialności, inaczej nie będzie spełniać swojej roli. Twórczość Kołakowskiego rzadko bywała filozoficzna w sensie ścisłym. Był on raczej historykiem filozofii bądź historykiem idei. Wśród pokolenia naukowców, do którego należał, znajdują się postaci mogące pochwalić się bardziej „filozoficznymi” osiągnięciami. Nie jest moim celem umniejszanie zasług Kołakowskiego, są one niezaprzeczalne, chciałbym jedynie nakłonić do postrzegania go nie jako filozofa, ale myśliciela, jako Diderota lub Woltera XX wieku.
Na koniec o zachwycie. Leszek Kołakowski kolejny raz czaruje swoim kunsztem. Swoboda, z którą porusza się między zagadnieniami, łączy fakty, argumentuje, przypomina lekkość i skuteczność ruchów mistrza fechtunku. Doprawdy mało znam eseistów, którzy piszą w taki sposób. Słowem książka udowadnia, że filozofia i problemy dnia codziennego wcale nie są od siebie odległe. Filozofa i Kowalskiego interesują te same zagadnienia. Różni ich subtelność odpowiedzi. Publikacje Kołakowskiego podobne do ostatniej książki uwrażliwiają na skomplikowanie świata, mnogość dróg, dowodów i argumentów.