Obie te wystawy w MEK-u są takie ciekawe, bo pokazują przedmioty, które chciałoby się mieć, wyjść z nimi. Sam z chęcią odjechałbym do domu na etnorowerze, natomiast redaktor naczelna na moich oczach, pod nieobecność obsługi, głaskała różową owcę i filcowy fotel. Rzeczy budzą tęsknotę, a wręcz pożądanie: to zupełnie odwrotnie niż na typowej ekspozycji, gdzie człowiek porusza się wśród wyalienowanych obiektów o niejasnych znaczeniach.